IUS DELIBERANDI /cz.2/

 

    Pozwolił, abym nacieszył się smakiem, którego brakowało mi od, skromnie licząc, wieczności. Przycupnął na oparciu klubowego fotela i bacznie mi się przyglądał.

    Jakoś tak skrzywiła mnie matka natura, że po pierwszym uderzeniu alkoholowej euforii, następuje nagły zwrot w stronę chłodnej kalkulacji i frustrująco detalicznej obserwacji. Denerwuje mnie ta przypadłość, bo nie pozwala nacieszyć się dopiero co wyrosłymi skrzydłami anioła. A przyznacie, że unoszenie się w wirze nieba nie da się z niczym porównać. I ta właśnie dewiacja sprawiła, że czułem na sobie kłujące spojrzenie wuja. W serce wstapił nagły, podstępny i co najgorsze, irracjonalny lęk. Chłód wracał, lody na powrót zwierały się. Jakimś psim swędem musiał to poczuć, po uśmiechnął się i podszedł do panoramicznego okna zajmującego całą przeciwległą ścianę. Skinął na mnie i pokazał coś na zewnątrz. Przez kryształowe szyby roztaczał się widok na rozległy park. Zapewne byłbym go obejrzał uważniej, ale wszystkie zmysły zatrzymały się na pierwszym planie. W półcieniu rzucanym przez nieco rachityczne palmy, przycupnął sporych rozmiarów basen ze złoto-błękitnymi ścianami. W lazurowej wodzie taplały się trzy dziewczyny, a na gustownym podeście twarz do słońca wystawiały kolejne dwie. Wszystkie o lukrowanej urodzie modelek. I wszystkie topless.

– Ty stary draniu – wybełkotałem do siebie pod nosem. – Jesteś na tyle chciwy, że skradłeś rajskim atolom rąbek ich boskości. Ale do grobu nie zabierzesz…

– Co tam bełkoczesz? – Johann zaniósł się gardłowym śmiechem. – Podoba się, co?

– Owszem, niczego sobie. Tak się zastanawiam…

– Nad czym? Pytaj synu, śmiało!

– Dlaczego wszystkie one mają tak naprężone sutki. Czy to kwestia chłodnej bryzy znad basenu, czy to od aromatu grubej forsy?

    Starzec westchnął i osunął się w najbliższy fotel.

– Miałem nadzieję, że zapytasz o co innego. Ale sutki, nie powiem, też ciekawe. A teraz zajmij wygodne miejsce, bo mam ci coś do zakomunikowania. Po to cię zaprosiłem. Nie jesteś ciekaw?

    Byłem, a jakże. Ale tak samo silnie niepokoiło mnie to, co miałem usłyszeć. To wszystko pojawiło się nazbyt niespodziewanie i sunęło jak po maśle. A jak coś idzie zbyt dobrze, zazwyczaj nie wróży to niczego dobrego. Zająłem strategiczne miejsce. Miałem przed oczami wuja i jednocześnie widok za oknem. Wystarczył drobny skok wzrokiem i już buszowałem między… powiedzmy, między palmami.

– Oczywiście, jestem bardzo ciekaw – uśmiechnąłem się elegancko i lekko skłoniłem w stronę Johanna. Stary cap, na pewno zna język ciała i wie, że ten gest wyraża zainteresowanie.

   Dumał przez chwilę, jakby zastanawiając się od czego zacząć. Zaplótł palce i koszykiem dłoni i objął kolana.

– Jak wiesz, lub nie, całe, długie lata zajęło mi gromadzenie majątku. – Zaczął spokojnym, lekko drżącym głosem. – Kiedy inni gnuśnieli w miękkich kapciach i trwonili czas na bezowocnym, tak zwanym „życiu osobistym”, ja harowałem. Mniejsza z tym, co i gdzie robiłem. Nieważne. Zapieprzałem bez chwili odpoczynku, bez poranków, obiadów, świąt i wytchnienia. A kiedy wreszcie wypełniłem skarbiec po brzegi, najzwyczajniej w świecie zacząłem z niego korzystać. I wtedy usłyszałem wyraźnie to, co zdawało mi się echem. Zaczęły dochodzić niechętne mi głosy. Zewsząd i od każdego. Przelewano wiadra żółci zazdrości, wytykano palcami, szydzono, wyśmiewano. Gardzono mną, zapominając, że każdy jest jubilerem swojego życia. Odciąłem się od zawistnego świata, zbudowałem swoje miejsce na Ziemi i karmiłem się każdą chwilą… – Przerwał i dłuższą chwilę wpatrywał mi się głęboko w oczy. Aż przeszły mnie ciarki. Wuj uśmiechnął się i kontynuował. – Po ataku serca zrozumiałem, że kiedy przystroją mnie w dębową jesionkę, wszystko, co widzisz – zatoczył ręka szerokie koło – trafi szlag. Zwyczajnie zostanie rozgrabione, w pięć cholernych minut. Szkoda by było… Przechodząc do rzeczy – klepnął się głośno w kolano – jesteś jedynym krewnym, od którego nigdy nie usłyszałem złośliwości.

    „Twoje szczęście, że nie słyszysz myśli”- przemknęło mi przez głowę.

– W każdym razie nic mi o tym nie wiadomo. Może dobrze, że nie słyszę myśli, co? – zachichotał. – Dlatego… postanowiłem uczynić cię swoim spadkobiercą. No, synu, jak to ci się podoba? – zawiesił głos i zrobił minę z rodzaju „czekam na aplauz”.

    No właśnie. Nie masz nic – źle. Masz nagle wszystko – jeszcze gorzej. Myślicie, że zwariowałem? Że upiłem się , albo padło mi na głowę? Nic bardziej mylnego. Przypomniałem sobie widziany na okładce jakiejś płyty art, przedstawiający węża pożerającego własny ogon. Graficzne wyobrażenie mnie samego, człowieka z ostatnim drobniakiem w kieszeni, któremu nagle w żłoby dano. Dla człowieka nieprzygotowanego majątek to machina pożerająca swojego właściciela. Takie myśli kołatały się między uszami, wuj czekał na wylewne podziękowania, a za oknem słońce rozszczepiało się w miliardach kropel wody pulsującej w basenie. Dwie laleczki właśnie wyszły z lazurowej toni, obejmując się delikatnie w talii. Przez chwilę spoglądały na siebie by niespodziewanie, bez słowa podać sobie usta. Całowały się delikatnie, zmysłowo, a srebrzyste krople toczyły się po brązowej skórze, kreśląc przedziwne hieroglify pożądania…

    Poczułem ból w lędźwiach, a w spragnionym igraszek organizmie, krew uderzyła do głowy. – Przed czym ty się tak człowieku bronisz – pomyślałem z irytacją. – Trochę cierpliwości i to wszystko może być twoje! Dasz sobie radę, głupcze.

– Wujku Janie – wydukałem wreszcie – wzruszenie odebrało mi głos. Nie wiem co powiedzieć, jakimi słowami wyrazić wdzięczność i zachwyt i…

    Twarz Johanna uległa dziwnej transformacji. Zachwyt zmienił się w zniecierpliwienie. Oczy wyrażały irytację i oczekiwanie

– Zgadzasz się, czy nie? – bez pardonu przerwał litanię podziękowań.

– Tak. Zgadzam się…

    Oblicze wuja złagodniało. Miałem wrażenie, że właśnie zdjęto mu ciężar z pleców. Spojrzał na mnie wzrokiem, którego wcześniej nie widziałem. Był szczęśliwy.

c.d.n.

16 komentarzy do “IUS DELIBERANDI /cz.2/

  1. Oj ! Ja bym uważał, czy tu nie kryje się jakiś podstęp . Z tymi spadkami różnie bywa i można się naciąć. Czasem kuszą pozory bogactwa a w rzeczywistości długi spadkowe przewyższają aktywa .

    Czy w skład masy spadkowej wchodzi też te pięć dziewczyn ? Jeśli tak to katastrofa . Utrzymać takie to wielki kłopot. Wikt to pikuś, bo pewnie niewiele jedzą ale już ubrać ….. to na pewno spory wydatek i spadek może nie wystarczyć . 🙂

    Polubienie

  2. No wiem, że bywam okropnie okropna 🙂 🙂 🙂

    Kunszt pisarski cudowny, dlatego odwróciłam kartkę, bo zniesmaczył mnie stary zepsuty wuj i jego sunie. Nie znoszę takiego świata, który tchnie zniewoleniem i zepsuciem. Jak takie spasione szczury pożerające się wzajemnie.

    Uściski 🙂

    Polubienie

  3. Pawle, też sobie pomyślałam o tym, że w tym spadku musi być coś podejrzanego. Nagle wujaszek zrobił się taki hojny? Ojojoj 🙂 🙂 🙂

    Polubienie

  4. Nie mniej, wcale bym się nie pigniewała, jakby jakiś malutki spadek się przytrafił. Choć jeszcze lepiej jest samemu zapracować na to, co się ma.

    Dobrego dnia 🙂

    Polubienie

  5. Tak na serio, uwielbiam piczucie bycia wolną od wszelkich zależności. Nie znoszę układów układzików. Dlatego też bronię się od relacji, które wymuszają jakieś określone reguły odwzajemniania się dobrami. Kiedy to nie jest naturalne i bezinteresowne. Spadki rodzinne, umowy drażnią mnie jak cholera. Wolę mieć mniej i swoje.

    Czasem człowiek wpada w pułapki, ale to jest cena życia…

    Polubienie

Dodaj komentarz