PUNKT OSOBLIWY cz.3

Night Train
Już na pierwszy rzut oka można było nabrać stuprocentowej pewności, że pasażer numer dwa przyzwyczajony jest do publicznych występów. Nawet przed tak niewielkim audytorium zachowywał się jak dyrygent mający przed sobą koncert życia. Poprawił nieskazitelną fryzurę, wyuczonym ruchem dokonał inspekcji krawatu i wspaniałego węzła eldredge. Sprawnym ruchem poprawił mankiety koszuli i dopiero wtedy uznał, że jest gotów.
– Z prawdziwą przykrością i współczuciem wysłuchałem wspomnień z dzieciństwa naszego pastora. – Głos miał przyjemny, o brzemieniu tak szykownym jak on sam. – I po raz kolejny skonstatowałem, że życie nigdy nie było sprawiedliwe. Mówię to w kontekście mojego całkowicie uwolnionego od wszelkiego patosu dzieciństwa i czasu młodości „durnej i chmurnej”. Matkę pamiętam jak przez mgłę, co wcale nie oznacza, że umarła czy w inny sposób zniknęła z mojego życia. Była, a jakże, ale jedynie po to, by czasami pojawić się w obecności ojca. Naturalnie, sprawowała nade mną opiekę, ale w jakiś tak niepojęty osób, że pojawiała się kiedy była potrzebna, a w chwilę później znikała, jakby nigdy jej nie było. Może dlatego nie odczuwam tęsknoty, jako obrazu słodki matczynych oczu. Wnoszę mili panowie, że takie wychowanie amputowało mi zdolność płodzenia poezji. – Zaśmiał się z własnych słów, ale wesołość się nie udzieliła. W pomieszczeniu panowało ciche skupienie.
– Jeżeli chodzi o ojca – podjął po chwili – to jestem przekonany, że wszystko co wiem i potrafię, zawdzięczam tylko jemu. To jego szczupła, pełna wewnętrznej energii postać wypełniła moje dni. To on snuł długimi wieczorami dziwaczne baśnie, w których smoki posiadały napęd odrzutowy, a krasnale zamiast wydobywać ze swoich kopalń opale i diamenty siedziały nad zawiłościami fizyki, próbując na swój osobliwy język przełożyć jeszcze bardziej osobliwą Teorię Względności. Jak panowie zapewne odgadliście, ojciec mój był fizykiem. I zdecydował, że i ja także nim zostanę. Uznał, że należy mi się kariera naukowa. Tu nasuwa mi się delikatna dygresja. Czy zauważyliście panowie, że ogromna większość dzieci przejmuje intelektualną schedę po rodzicach, stając się strażnikami i kontynuatorami ich prac? I tak, z ogromną dozą pewności możemy przyjąć, że dziecko aktora, lekarza, piosenkarza czy pisarza, również przedłuży zawód rodziciela, nawet nie mając po temu żadnych predyspozycji. Ale ta sytuacja dotyczy właściwie wyłącznie zawodów o charakterze, rzekłbym, hmm… intelektualnym. Bo już dziecko hutnika, grabarza, czy operatora walca drogowego nie marzy o kontynuacji rodzinnych tradycji. A i rodzic niechętnie widziałby w swoim potomku przyszłego spawacza niewykwalifikowanego…
Fizyk przerwał wyraźnie speszony.
– Panowie, wybaczcie ten nieposkromiony słowotok. Nikogo nie chciałem urazić.
Obaj mężczyźni, jak na komendę machnęli ręką w geście zrozumienia i przyzwolenia do dalszego monologu.
– Już uciekając od innych konstatacji, wracam do swojego życiorysu. – Gawędziarz odetchnął z ulgą. Nigdy nie wiadomo z kim dzielisz łoże i wagonowy przedział. Nigdy nie wiadomo jakie słowo obudzi całą kohortę śpiących demonów.
– Zostałem fizykiem, jako się rzekło. Szybko urzekł mnie zdumiewający świat międzycząsteczkowych korelacji. Wszystko wpływa na wszystko, a w tym świecie nic nie ginie bezpowrotnie. W wieku zaledwie dwudziestu dziewięciu lat uznałem, że jestem panem wszechświata. Uzurpowanie do tego zaszczytnego tytułu dała mi wiedza i możliwość teoretycznego wyjaśnienia każdego zjawiska, zdarzenia, sytuacji. Byłem gotów podać dłoń Panu Bogu. Właśnie wtedy zaszło w moim laboratorium zdarzenie, które diametralnie zmieniło pogląd na wszystkie dziedziny życia. Wiecie panowie, miałem nos w chmurach, nad którymi ktoś rozciągnął papier ścierny.
– Co to było, jeżeli można wiedzieć. Co tam wtedy zaszło? – Pastor nieznacznie odemknął oczy. Chociaż jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, w środku przypominał napiętą do granic możliwości katapultę.
– Nieważne. Nic specjalnego. Drobny wypadek, który jednak, ku mojemu największemu zdumieniu sprawił, że znaczną część posiadanej przez mnie wiedzy uznałem za niepotrzebną lub zgoła nieprawdziwą. Uznałem zatem, że jest jeszcze czas, aby wszystko zacząć od nowa, spróbować pojąć sprawy w inny sposób, że tak powiem niezręcznie… trójwymiarowo. I wtedy zaczął się ten sen. Jakby wąski korytarz przedpokoju, skąpany w paraliżującym świetle. I dziewczynka śpiewającą rymowankę. I ten jej straszliwy wrzask… To tyle, jeżeli chodzi o mnie. – Zakończył i spojrzał przez okno, jakby chcąc uniknąć zdziwionych, albo krytycznych spojrzeń.
Wciąż było ciemno, mrok nie ustępował, koła tłukły się w szalonym pędzie…
– Wygląda na to, że nadeszła moja pora… – Pierwszy pasażer roztarł skronie opuszkami palców. Znów wracał ból głowy. Nie czekał na zaproszenie, słowa zachęty. Wiedział, że jego opowieść wszystko zakończy, przerwie łańcuch domysłów, spuentuje losy współtowarzyszy
Popłynął cichy monolog…

 

c.d.n.

Grafika:internet